W czym nosić?

Zwykły wpis
W czym nosić?

Zdecydowałaś, że będziesz nosić swoje dziecko. Przebrnęłaś przez facebookowe posty, jakieś artykuły, dobre, lepsze i gorsze porady koleżanek bliższych i dalszych i…..nadal nie wiesz, co powinnaś kupić.
Przeczytaj ten mini- poradnik. Może on Cię zainspiruje.

Nosidło– klamrowe, hybrydowe, wiązane…dobre, ergonomiczne, z szerokim i miękkim panelem jest dobre..dla siadającego samodzielnie dziecka. Dlaczego? Duże odwiedzenie nóżek w nosidle stymuluje wyprost kręgosłupa, co nie jest wskazane dla maluszków jeszcze niesiadających samodzielnie, których kręgosłup jeszcze potrzebuje pozycji fizjologicznej żabki.
Nosidła z usztywnianym i wąskim panelem– popularnie w chustoświecie nazywane wisiadłami, zachowują się właśnie tak, jak ich potoczna nazwa wskazuje. Dziecko nie siedzi, ale wisi na kroczu; przyjrzyjcie się dzieciom noszonym w nich- ich nóżki bezwładnie wiszą. Dodatkowo sztywny panel unieruchamia dziecko i wymusza pozycję wyprostowaną, co nie może być dobre dla kręgosłupa i może wzmagać napięcie mięśniowe. Niech Cię nie zmyli fakt, że można je kupić w znanym sieciowym markecie dla dzieci.. Poniżej- grafika, która mówi sama za siebie. Spójrz i oceń- która pozycja jest fizjologiczna, naturalna i w której- tym samym- Twojemu dziecku będzie wygodnie…


Chusta elastyczna– tańsza od chusty tkanej, więc kusi. Czy jest zła? Nie. ale… Po pierwsze ze względu na elastyczność i cieńszy materiał ma mniejszą nośność i rekomendowana jest dla dzieciaczków malutkich i lekkich (im starsze i cięższe dziecko, tym mniejsza możliwość stabilizacji postawy i utrzymania dziecka przez dłuższy czas we właściwej pozycji). Po drugie- elastyk nie jest też najlepszym rozwiązaniem dla osoby noszącej- przez to, że „pracuje”, obciąża ramiona i kręgosłup.
Po trzecie- chustę elastyczną możesz zawiązać tylko w jeden sposób. Nie pobawisz się fikuśnymi wiązaniami, nie poszalejesz z noszeniem na plecach…Po czwarte- właśnie ze względu na niską nośność, wiązanie elastyka wymaga nałożenia na dziecko 3 warstw materiału, co w okresie letnim nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Chusta kółkowa– bardzo dobra na szybkie wyjścia. Kiedy nie masz czasu na motanie, wystarczy kilka szybkich ruchów i chusta jest zawiązana, a dziecko bezpiecznie zawiązane. W przypadku kółek trzeba jednak pamiętać o zamianach stron (raz na prawym, raz na lewym ramieniu), aby nie dopuścić do powstawania bądź utrwalania asymetrii u dziecka i nadmiernego obciążenia kręgosłupa osoby noszącej. W kółkowej możesz nosić już noworodka, tylko bardziej centralnie, nie na biodrze.

Chusta bawełniana– tzw. pościelówa; kusi ceną (można ją kupić poniżej 100 zł); jest tkana splotem prostym. Nie zapewnia komfortu noszenia, trudno ją dociągnąć (chyba że masz siłę niedźwiedzia w rękach). Doświadczona chustonoszka pewnie i z nią sobie poradzi, ale początkującą osobę raczej zniechęci. Wiem, co mówię…sama – w swojej nieświadomości- zaczynałam od takiej chusty…

Chusta tkana- polecana przez doradców noszenia ze względu na to, że stabilizuje dziecko, dostosowuje się do ułożenia ciała dzieciaczka, nie luzuje się nadmiernie (choć trzeba pamiętać, że w czasie noszenia może pojawić się konieczność korekty wiązania).

Dobrze ułożone w chuście dziecko ma podwiniętą miednicę (jak to zrobić- nauczy Cię doradca podczas warsztatów czy kosultacji), a więc NIE SIEDZI mimo pionowej pozycji. Dlatego należy pamiętać, aby dziecko niesiadające miało schowane w chuście i przywiedzione do siebie rączki.

Dobra chusta, tkana splotem skośno-krzyżowym, żakardowym czy diamentowym, łatwo pracuje we wszystkich kierunkach,  pozwala się dociągnąć, co ma znaczenie dla pozycji dziecka, ale i komfortu noszącego, dokładnie otula ciało bąbla, tworząc niejako „drugą skórę”. Dobrze dociągnięta chusta nie tylko utrzymuje we właściwej pozycji chuściocha, ale też odciąża kręgosłup noszącego. Jeżeli w trakcie noszenia odczuwasz dyskomfort, to znaczy, że czas na korektę wiązania. Poza tym- za pomocą odpowiednio dobranego wiązania dostosujesz sposób noszenia do wieku i upodobań Twojego dziecka.
Jedną z wielu zalet chust tkanych (szczególnie cenioną przez rzesze Chustoświrek) jest bogactwo wzorów, kolorów, splotów, składów…Świat chust tkanych ogranicza chyba jedynie ludzka wyobraźnia…

Wolność zwana Chustą…co zyskuje noszący

Zwykły wpis
Wolność zwana Chustą…co zyskuje noszący

 

Moda? Kaprys? Dziwactwo? Potrzeba? (jeśli tak, to czyja?) Chęć zwrócenia na siebie uwagi? Konieczność?…itd., itp… Czym jest chustonoszenie? Dlaczego w czasach, kiedy na rynku dostępny jest ogromny wachlarz wózków, bujaczków i leżaczków, coraz więcej rodziców decyduje się nosić w chuście swoje dzieci? Dlaczego narażają się na przycinki, kpinę, niezrozumienie (oj, jacy oni biedni; nauczyli dziecko bycia na rękach…);co sprawia, ze matki, dosłownie, przywiązują do siebie niemowlaki?
Na te i inne pytania rodzice odpowiadają różnie, zależnie od własnych doświadczeń.
Pozwolę sobie przedstawić kilka typów chustorodziców i ciut pozytywnych dla nich skutków noszenia.
MATKA (NIE)KOMPETENTNA
Kiedy urodziłaś swoje pierwsze dziecko, byłaś zagubiona. Nie  ogarniałaś domu, siebie, męża i dziecka. W dodatku Mały cały czas płakał, a ty nie wiedziałaś, jak go uspokoić. Rodzina i znajomi zalewali cię potokiem tzw.dobrych rad, ale albo nie chciałaś z nich skorzystać, bo wydawały ci się nieludzkie (niech się wypłacze; dziecko ćwiczy płuca; nie może wszystkiego wymuszać płaczem), albo zwyczajnie były nieskuteczne ( szumisie, suszarki, kołyski, kołysanki, spowijania…). Twoje dziecko nadal płakało, a ty z dnia na dzień czułaś się gorzej, obwiniałaś się o brak rodzicielskich kompetencji, a nawet instynktu macierzyńskiego – przecież powinnaś dawać sobie radę!; przecież każda kobieta umie uspokoić swoje dziecko – dlaczego nie ja???- zadręczałaś się. Z godziny na godzinę traciłaś wiarę, że kiedykolwiek zasłużysz na miano dobrej matki…smutek, przerażenie, mega- dół…Ktoś jednak podpowiedział: Chusta. Ktoś inny pomógł kupić, podjęłaś pierwszą (dziś wiesz, jak mocno nieudaną) próbę zawiązania dziecka. I co?? Nic. CISZA. Cudowna, błoga, przyprawiająca o zawrót głowy, kłująca w uszy, świdrująca bezgłośnym łomotem w mózgu, wprowadzająca cię w ekstazę- CISZA. Wtuliło się w ciebie. Usnęło. Już wiesz, ze umiesz. Wiesz, ze nie jesteś beznadziejną matką. Wiesz, nie oddasz nikomu tych 5 metrów materiału.
BLUESOWA MATKA
Urodziłaś. Euforia. Wyrzut hormonów taki, że góry możesz przenosić. Świat jest u twoich stóp. Dokonałaś niewiarygodnego: urodziłaś życie! Och! Teraz możesz już wszystko. Ale co to? Mija 1, 2 dni…płaczesz, bo dziecko płacze. Płaczesz, bo nie wiesz, jak zmienić pieluszkę. Płaczesz, bo wprawdzie wiesz, jak zmienić pieluchę, ale nie przygotowałaś wszystkiego i nie wiesz, czy zostawić dziecko na przewijaku i lecieć po chusteczki, czy co…płaczesz, bo…. Czujesz się jak kretynka, bo przecież powinnaś być szczęśliwa, a nie jesteś…więc…płaczesz….
Spokojnie. To tylko baby blues.Tego bluesa czuje 85% kobiet w okresie połogu. To minie. Smutek poporodowy zniknie, jak tylko uspokoją się hormony i wrócą na swoje miejsce, a raczej do swojego poziomu. Owszem, istnieje ryzyko, że baby blues przerodzić się może w poważniejszą depresję poporodową, ale zapewne minie najdalej po kilku tygodniach: przy dobrych wiatrach i pomocy najbliższych. I chusty oczywiście.  Tulenie noworodka pomaga uporać się ze smutkami szybciej niż ustawa przewiduje. Ktoś to zbadał. Zapewne amerykańscy naukowcy. Oni się na wszystkim znają.
MATKA LAKTOterrorystka
Co? Ja nie będę karmić naturalnie? Ja nie mam pokarmu? Co za bzdury! Kto jak nie ja!! Dawać mi tu dziecko. Cycki do roboty! Już. Raz, dwa, trzy. Nawał pokarmu? Proszę bardzo! Zastój  pokarmu? Dziecko do piersi! Za dużo mleka, za mało mleka…..laktacja musi się unormować. Co robisz, matko laktoterrorystko? Dzieć do chusty!
Podobnie jak mamy bluesowe, tak i mamy terrorystki laktacyjne noszące dzieci w chustach, zostały poddane obserwacji i wyszło, że mają łatwiej i lepiej. To znaczy, szybciej stabilizuje im się laktacja i mogą sobie bez przeszkód karmić te swoje dzieci. A wszystko przez oksytocynę, która wytwarza się, kiedy przytulamy nasze bobasy, a jednocześnie ułatwia wypływ pokarmu. Ot i co. Kropka.
MATKA WARIATKA
Przeciwieństwo Matki- Polki. Ubzdurała sobie w majaku jakimś zapewne, że z takim malutkim, tyciusieńkim dzieckiem będzie:
1. Chodziła po górach, lasach, dolinach.
2. Szwędała się po plaży o zachodzie słońca ( też pomysł!)
3. Latała samolotem
4. Robiła zakupy, sprzątała, gotowała…
5…żyła
Kto przeżył, ten wie, że wprowadzenie powyższych projektów z małym dzieckiem w wózku jest możliwe. Tylko niełatwe. Dlatego matka wariatka ma chustę i przemierza świat. No albo przynajmniej miejskie i osiedlowe uliczki oraz własny dom w sposób nieutrudniający jej życia. Żyje i ma się dobrze.
MATKA NIEJEDNOKROTNIE PRZEŁOŻONA
Mamo! Jeść! Mamo! Ubierz mnie! Mamo, pomóż… O Matko! A tu noworód ryczy. Ma sucho, najadł się, a płacze. Jak go przytulić, nakarmić, ubrać i ogarnąć w tym samym czasie starsze rodzeństwo??? Mówi ci to coś? Potrzeba matką- nomen omen- wynalazku. Ciach- dziecko w kangura i Matka działa. Czasami jedyne wyjście w rodzinie nieco większej niż 2+1.
MATKA POŁAMANA
Dawne kontuzje, powykręcany od chodzenia w szpilkach kręgosłup, jakieś dyskopatie i inne czorty. Słowem- kręgosłup niemal do wymiany, boli jak cholera, a dziecko chce na ręce….Matko połamana, noś swoje dziecko w chuście. Prawidłowo zawiązana i dociągnięta chusta oraz optymalnie dobrane wiązanie pomogą i Tobie, i Twojemu kręgosłupowi. Odczuwalny ciężar dziecka noszonego w chuście jest o 30% niższy niż ciężar, który odczujesz, nosząc to samo dziecko na rękach. Warto. Polecam. Sprawdziłam na sobie.
OJCIEC ROKU
O ile kobiecie bliskość z dzieckiem w większości wypadków przychodzi naturalnie, o tyle ojcowie potrzebują ( oczywiście nie wszyscy i nie zawsze) czasu i treningu, by dobrze poczuć się w nowej, życiowej roli. Chustonoszenie jest doskonałą metodą wspomagającą tatusiów w doświadczeniu i zbudowaniu więzi emocjonalnej z noworodkiem. O innych zaletach tato-noszenia, takich jak zachwyt w oczach mijanych kobiet i ich rozmiękczenie, nawet nie wspomnę, bo przecież żaden odpowiedzialny ojciec nie zwraca na takie bzdury uwagi….
Pobieżny przegląd uważam za zakończony. Nie znaczy to, że wykończony, pełny, stuprocentowo dopracowany i nieomylny. Jeśli uważasz, że o czymś nie napisałam- dodaj komentarz. Jeśli uznasz, że jestem taka świetna, że ogarnęłam temat doskonale- zostaw komentarz. Przynajmniej dowiem się, że ktoś tu był, czytał, dotrwał do końca i tekst nie leci w pusty eter….

Blisko, bliżej, najbliżej- o potrzebie noszenia

Zwykły wpis
Blisko, bliżej, najbliżej- o potrzebie noszenia

 

W głębi…
Ciepło, ciemno. Słyszę szum i bicie Twojego serca. Kołyszę się powoli i miarowo.Usypia mnie i budzi to kołysanie. Tak mi dobrze, spokojnie i wygodnie, Mamo. Otula mnie Twoje ciało, delikatnie uciska, dając poczucie bezpieczeństwa. Mogę dojrzewać do spotkania z Tobą….
...i na powierzchni
Co się dzieje? Gdzie jestem? Mamo, gdzie Ty jesteś? Jak tu jasno….Nie mogę się przytulić, nie czuję Twojego ciała. Ukołysz mnie i przytul. Jesteś tak daleko ode mnie. Dlaczego? Co to za głosy? Czemu nie słyszę już Twojego serca? Nic nie szumi, nie kołacze….jestem takie zagubione…utul, ukołysz, pokaż, że jesteś….
Okiem mamy
Mniej więcej w taki sposób mogłoby zakomunikować  dziecko swoje odczucia i potrzeby przed narodzinami i po nich. Mogłoby, gdyby umiało. Ponieważ nie zna słów, a natura wyposażyła je w inne narzędzie komunikacji (tak, tak, to jest sposób porozumiewania się i sygnalizowania potrzeb), noworodek płacze. Płacze, kiedy jest głodny, ma mokrą pieluszkę, kiedy jest mu niewygodnie, gorąco lub zimno i kiedy Cię potrzebuje albo się nudzi. Nie denerwuj się. Ono chce być blisko, chce poczuć Twoje ciało, pragnie doświadczyć tego, co zna- spokojnego rytmu bicia Twojego serca, monotonii kołysania (nie, nie rozpieścisz dziecka przez tulenie i noszenie!). Tylko wtedy jest spokojne, bo czuje się bezpiecznie! Nie jest łatwo być takim noworodkiem. Wyobraź sobie, że Ty, nagle, pierwszy raz w swoim dotąd spokojnym i poukładanym życiu, ze znanego, przyjaznego świata wyjeżdżasz do zupełnie obcego kraju. Jesteś tam sama. Nikogo nie znasz.A! I najważniejsze: nie znasz języka ludzi, którzy Cię mijają….jak zapytać ich o drogę (nie, kochana, nie masz gps)? Jak wytłumaczyć, że jest Ci źle, że czujesz się samotna…Jak wykrzyknąć, tak dobrze nam, dorosłym znane: „Niech mnie ktoś przytuli!!” ? Zrobiło się jaśniej? Dziecko potrzebuje w naturalny sposób czułości, bliskości, tkliwości, tulenia…. I nie przemówią do mnie żadne argumenty trenerów ( a może treserów) dzieci o rozpieszczaniu i przyzwyczajaniu. A niech się przyzwyczajają te nasze dzieci! Do poczucia, że mogą na nas liczyć; do przekonania, że jesteśmy dla nich oparciem; do wiary, że nigdy ich nie zawiedziemy; do pewności, że zawsze będą wysłuchane…
My, rodzice, jesteśmy potrzebni naszym dzieciom do przeżycia w sensie fizycznym, ale i emocjonalnym. Bardzo do mnie przemawiają słowa Liegloff, autorki „W głębi kontinuum” ( książka, która powinna być lekturą obowiązkową każdej pary oczekującej narodzin dziecka!), która pisze, że noworodek pozostawiony sam ze sobą opada na samo dno rozpaczy. Nie rozumie pojęcia czasu i przestrzeni. Nie wie, że Mama zaraz (ile to jest zaraz?) wróci. Zniknęła. Nie ma jej tu i teraz. Zostawiła niekończący się i niewyobrażalny smutek….
Mnie to porusza. Dotyka i gra na każdej strunie emocji. Dlatego od urodzenia Poli tulę ją i noszę zawsze, kiedy Ona tego potrzebuje, nawet jeśli mi niewygodnie (dlatego  zaczęłam używać chusty), nawet, kiedy już mam dość wszystkiego. Wierzę, że teraz jest czas  inwestycji w emocjonalność Poli, jej stabilną psychikę i otwartość na świat i ludzi. Ta inwestycja z całą pewnością zaprocentuje!

W kokonie emocji.

Zwykły wpis

Kiedy rodzisz dziecko, rodzi się w Tobie Nowa Kobieta, Matka. Dostajesz od natury taki zestaw hormonów, który nakazuje Ci opiekować się potomstwem. Twój świat staje się mikroprzestrzenią, której epicentrum stanowi dziecko. Jak długo może trwać stan, w którym ciągle wracasz myślami do dnia i chwili porodu? W jaki sposób pomóc sobie wrócić ciałem, umysłem i emocjami  do czasów sprzed narodzin dziecka? Meksykańskie kobiety od dawien dawna poddają się – już nawet kilka dni po porodzie- specjalnemu masażowi, który w symboliczny sposób zamyka i kończy wszystko, co związane z porodem. Jeszcze niedawno nie miałam pojęcia o istnieniu cerrada (tak się nazywa ten rytuał), a dziś doświadczyłam go na własnej skórze.

Cerrada wykonują dwie kobiety- doule. Zaprosiłam do siebie Kasię Masojada- Chotkowską i Agnieszkę Rudzińską- Jobda, które wykonywały masaż, a jednocześnie towarzyszyły mi w przejściu kolejnego, ważnego etapu w moim życiu (bo, mimo że rodziłam ponad rok temu, to duchem ciągle jeszcze byłam w szpitalu św.Zofii…). Do masażu użyły sześciu meksykańskich chust rebozo, które w symboliczny sposób podzieliły moje ciało na sześć części, kolejno otulanych, ściskanych i masowanych właśnie tymi chustami. Uścisk każdej części (kolejno: głowy, klatki piersiowej, talii, bioder, ud i łydek aż do stóp)trwał pięć minut. Po tej części nastąpiło zdejmowanie chust, połączone z afirmacją: masz siłę do działania, jesteś wrażliwa, jesteś zmysłowa….

Niesamowite uczucie, kiedy masz wrażenie, że jesteś zapakowana w kokon od stóp do głów. Cały czas gdzieś po głowie błądziła mi myśl- metafora, przywołująca obraz larwy motyla, która, opatulona kokonem, przeobrazi się w pięknego, kolorowego motyla….

Co mi dała cerrada? Relaks, uspokojenie wewnętrznego rozgardiaszu emocji, wejście wgłąb siebie, swoich przeżyć, myśli, wyobrażeń o sobie jako matce i kobiecie, wyciszenie rozedrganych uczuć- to z jednej strony. Z drugiej- obudziła się we mnie albo raczej pobudziła i urosła energia do działania. Głowa, już wcześniej pełna pomysłów i pragnienia zmian, teraz jeszcze intensywniej zapracowała, wiedząc i wierząc jednocześnie, że nadchodzi czas nowego. Uwolniona, zrelaksowana, zmotywowana- z nadzieją i niezmąconą niczym wiarą patrzę w przyszłość.

rebozo-group-6

 

Jak zostałam Doradcą Noszenia ClauWi

Zwykły wpis
Jak zostałam Doradcą Noszenia ClauWi

Moja miłość do chustowania dzieci zaczęła się oczywiście od własnego dziecka (o czym pisałam tu https://mamamotablog.wordpress.com/2016/02/24/o-poli-co-wozka-nie-chciala-i-pewnej-szmacie-ktora-uratowala-jej-mame/). Polka rośnie i mam tę świadomość (eeech…), że na maturę Jej w chuście nie zaniosę ;-). Cóż zrobić z taką miłością? Ponieważ urlop macierzyński otworzył mi oczy na fakt, że można żyć inaczej niż żyłam dotąd, zaczęły się nieśmiało pojawiać myśli o zmianie trybu życia (najogólniej mówiąc). I jakoś tak zakiełkowała w głowie i sercu myśl, że można pomagać innym Rodzicom na początku ich drogi rodzicielskiej. I nawet głośno o tym nie mówiłam….ale Mąż mój w jakiejś rozmowie podsunął ten pomysł. Heh… długo nie czekałam. Znalazłam kurs, odbyłam, ukończyłam- jestem Doradcą. Doradcą na początku swojej doradczej drogi. Mam nadzieję, że uda mi się realizować plan, pisać bloga, doradzać Rodzicom, a z czasem….może jeszcze coś. Ale ćśśs…. psst… o tym ani mru mru….

O Poli, co wózka nie chciała i pewnej szmacie, która uratowała jej Mamę

Zwykły wpis

Opowiem Wam bajkę.

Dawno, dawno temu (choć z perspektywy głównej bohaterki wcale nie tak dawno) żyła sobie piękna i wymagająca Jej Nieodkładalność Pola.

Kiedy się urodziła, jej Rodzice oszaleli ze szczęścia. Wcześniej przygotowali dla swojej królewny śliczny pokoik, kupili łóżeczko, uroczą karuzelkę- pozytywkę, całą masę innych atrybutów dziecięctwa znanych im z książek, TV i filmów i, w swej naiwności- łudzili się, że ich Dziecię zadowoli się tymi wszystkimi cudami. Jakież było ich zdziwienie, gdy nakarmiony Noworodek, odłożony do łóżeczka spał…5 minut i budził się z głośnym, rozpaczliwym płaczem. Ten żal i tęsknotę, strach przez obcym światem utulić mogły jedynie kochające ramiona Rodziców, a najpewniej- pierś Mamy.

Dziewczynka rosła i poznawała świat, a jej Mama całymi dniami myślała, jak ułatwić sobie życie i uwolnić ręce zajęte cały czas przez kilka kilogramów Szczęścia. Któregoś dnia doznała olśnienia, iluminacji jakiejś niezwykłej….i kupiła chustę do noszenia dzieci. Początkowo nieco niezdarnie i niepewnie, zaczęła motać swoje Dziecię w ten kawałek bawełny. O! Cudowna Szmatko! O! Wspaniała Chusto! Peany prawdziwe na twą cześć zaczęła wyśpiewywać- dziecko, otulone bawełną z dużą domieszką miłości, spało smacznie lub rozglądało się wokół siebie, zadowolone i uśmiechnięte ( o ile mały niemowlak może być uśmiechnięty), a ona, z wolnymi rękami, mogła zrobić cokolwiek, co nie było już tylko li wyłącznie przerzucaniem kanałów w TV.

Sielanka trwała. Kiedy Królewna skończyła 3 miesiące (och, na pewno teraz będzie już lżej!), stała się….jeszcze bardziej nieodkładalna…Wcześniej tolerowane spacery w wózku oprotestowała tak głośno, jednoznacznie i w sposób nieznoszący sprzeciwu, że Rodzice nie próbowali nawet podejmować z nią w tej kwestii dyskusji. Od tego momentu, przez następne 3 miesiące jakiekolwiek wyjście z domu było możliwe jedynie z chustą. I znowu- wdzięczna Bawełnie Matka- zakrzyknęła: O!Chusto Wybawicielko!

Królewna rosła i motanie stawało się coraz rzadziej koniecznością, a częściej alternatywą i przyjemnością dla niej i dla Rodziców.

Dziś, kiedy stawia już pierwsze samodzielne kroki, Mama z łezką w oku wspomina czas, kiedy całym swoim malutkim ciałkiem, otulona chustą, przywierała do jej ciała…Mama dzielnie i niezmordowanie próbuje zamotać swoją córkę, choć na chwilę wrzucić ją sobie na plecy…ale cóż…taka kolej rzeczy…dziewczynka równie dzielnie ucieka przed tymi próbami!

Mama jednak wie, że jeszcze przyjdzie taki czas, że zmęczone długim spacerem nóżki odmówią posłuszeństwa, że droga przez las, góry i łąki stanie się jej sprzymierzeńcem i znów będzie mogła utulić w chuście swoje najdroższe dziecko…